sobota, 28 lipca 2012

6. I co teraz?

O nie! Teraz już na pewno nigdy się do mnie nie odezwie. W tej chwili mój umysł natychmiast wytrzeźwiał. Z prędkością światła usiłowałam przetworzyć dane. Jedno było pewne, nie będzie łatwo wybrnąć z tej sytuacji. Na dodatek "Zibi" zalany w trupa próbował przytulić się do ściany, ciągle wymawiając imię swojej byłej dziewczyny Beaty. Nie powiem widok był zabójczy, ale mi w tym momencie nie było do śmiechu. Musiałam szybko się wytłumaczyć, póki Bartek nie odszedł.
- Posłuchaj, to nie tak. Zagadaliśmy się, wypiliśmy trochę wina, ale do niczego nie doszło. Właśnie próbowałam zaprowadzić go do pokoju, bo sam nie byłby do tego zdolny. Proszę uwierz mi, nie chcę żebyś mnie miał za jakąś puszczalską dziewczynę, bo taka nie jestem. Wiem, że może źle zaczęliśmy, ale wszystko można jeszcze naprawić. Na prawdę możemy zostać przyjaciółmi, tylko ty musisz też tego chcieć. Ja nie jestem jeszcze gotowa na nowy związek, to dzieje się zbyt szybko.- wreszcie skończyłam tą bezustanną paplaninę. Jednak ku mojemu zdziwieniu on nie powiedział nic. Stał tylko i się na mnie patrzył. Miał bliżej nieokreśloną minę. Przez chwilę zastanawiałam się wogóle czy mnie usłyszał. Nie reagował na żadne moje powiedziane wcześniej słowo.
- Bartek?- powiedziałam.- Słuchasz mnie?- w dalszym ciągu nie odpowiadał. Potraktowałam to jako jednoznaczne stwierdzenie, że nie chce ze mną rozmawiać, odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść  w stronę swojego pokoju. Jednak za plecami usłyszałam jęk Zbyszka. No tak, zapomniałam zaprowadzić go do pokoju. Wróciłam i przez siłę próbowałam go podnieść, jednak to mi nie wychodziło. Bądź, co bądź był całkiem dobrze zbudowany.
- Pomogę ci.- Powiedział Bartek, który cały czas tam był.
Już sama nie wiedziałam co o tym sądzić, najpierw ignoruje mnie podczas kolacji, potem udaje, że ma mnie gdzieś, a teraz tak po prostu mi pomaga. Byłam tym zirytowana,a nawet na niego lekko wściekła.
- Ooo, jaśnie pan raczył się odezwać.- powiedziałam półszeptem, jednak on to chyba usłyszał, bo na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech. Jednak nie skomentował tego ani słowem. Po kilku minutach udało nam się dowlec Zbyszka do jego pokoju. Moja misja się zakończyła, więc chciałam odejść, ale Bartek mi to uniemożliwił. Zręcznym ruchem złapał mnie za nadgarstek. Nie kryłam swojego zaskoczenia całą tą sytuacją.
- Poczekaj!- powiedział półszeptem, aby nikogo nie obudzić.
- Przypomniałeś sobie jak się mówi?- spytałam z nutką ironii.
- Przepraszam, dzisiaj przy kolacji zachowałem się jak jakiś dzieciak. Po prostu byłem na siebie zły, sam nawet nie wiem o co. Nie jestem w stosunku do kobiet taki pewny siebie jak "Zibi", a kiedy zobaczyłem jak cię podrywa i teraz jeszcze to.... Spróbuj mnie zrozumieć, byłem trochę zazdrosny. Jednak szanuję twoją decyzję i będę cierpliwie czekał, a teraz bądźmy przyjaciółmi, ok?
- Ok, wiesz trochę mi ulżyło.- wysiliłam się na uśmiech, ponieważ byłam już strasznie zmęczona.
- A więc do zobaczenia jutro. Dobranoc.- również się uśmiechnął i zaczął iść w kierunku swojego pokoju.
- Bartek?- krzyknęłam półszeptem, na co on się odwrócił.- Z tego wszystkiego zapomniałam o coś cię zapytać. Mogę przeprowadzić z tobą wywiad jutro przed treningiem?-spytałam niemal błagalnym tonem.
- Jasne.- uśmiechnął się i wszedł do swojego pokoju.
Przez chwilę stałam jeszcze na korytarzu tępo wpatrując się w jego drzwi. Czułam coś w rodzaju radości, że tak potoczyły się sprawy. Może faktycznie możemy być dobrymi przyjaciółmi, bez żadnego love story? Bardzo bym chciała. Po chwili zmęczenie dawało się coraz bardziej we znaki, pospiesznie poszłam do swojego pokoju i od razu położyłam się spać. Nazajutrz obudziły mnie promienie słońca, które wkradały się przez okno do mojego pokoju bez niczyjego pozwolenia. W pierwszej chwili do głowy przyszło mi tylko jedno zasadnicze pytanie: Czemu? Jednak po chwili byłam zmuszona wstać, za chwilę śniadanie, a ja musiałam się jeszcze doprowadzić do ładu po wczorajszej nocy. Wino plus nieprzespana noc równa się katastrofa, przynajmniej w moim przypadku, ale raczej nie jestem w tym jakimś wyjątkiem. Ubrałam się, uczesałam i odruchowo spojrzałam na zegarek.
- No pięknie! Znowu muszę się spóźnić- powiedziałam pod nosem i szybko zeszłam, a właściwie zbiegłam na dół do restauracji. Chłopaki już byli, jak zwykle z czegoś się śmiali, usiadłam i spojrzałam na Zbyszka, który nie wyglądał dzisiaj najkorzystniej. Uśmiechnęłam się w duchu do własnych myśli.
- Jak dzisiaj spała nasza etatowa "Śpiąca Królewna"?- spytał ze śmiechem Krzysiek. Pewnie już o wszystkim wie.
- Wyśmienicie- udałam, że nie rozumiem jego aluzji. Na szczęście Bartek zmienił temat i zaczął nawijać coś o za dużym bucie. Wysłałam mu dziękczynne spojrzenie, na co on tylko tak jakby się ukłonił. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Widzę, że jesteś dzisiaj w dobrym humorze.- stwierdził Michał Winiarski, choć pewnie liczył na jakieś wyjaśnienie. Szczerze mówiąc on zadziwił mnie najbardziej. Zanim go poznałam myślałam, ze jest strasznie nieśmiały, ale jak widać pozory mylą.
- Nawet, nawet. Zapowiada się fajny dzień.- powiedziałam wymijająco. Właściwie to sama nie wiem czemu byłam w takim dobrym nastroju. Może to po prostu wydarzenia z wczorajszej nocy tak na mnie zadziałały.
- Czy ja wiem? Dzień jak co dzień. Za godzinę jedziemy na halę na trening, potem obiad, chwila odpoczynku i siłownia.- odpowiedział.
- Nie macie czasem tego dość? Nie macie chwili zwątpienia? Takiej myśli, żeby sobie odpuścić?- spytałam zupełnie poważnie. Odpowiedział mi Michał.
- No cóż, jest wiele takich momentów, ale kiedy stajemy na podium wierzymy, że to wszystko ma sens, że nie robimy tego na marne. Dla takich chwil warto się poświęcać.
- Co jest najgorsze w tych ciągłych podróżach?- spytałam.
- Dla mnie na pewno najciężej jest rozstać się z rodziną, mój mały synek bardzo tęskni, bardzo rzadko się widujemy, ale nie mogę nic na to poradzić.- powiedział Michał, czułam jakby za chwilę miał się popłakać, to w jaki sposób opowiadał o swoim synku było nie do opisania.
- Chociaż pewnie dla Bartka najgorsze są ciągłe loty samolotem.- zaczął się śmiać Krzysiek.
- Każdy ma jakieś słabości, do moich zalicza się właśnie lęk przed lataniem, ale co ja na to poradzę.- powiedział Bartek.- Zbyt mocno lubię siatkówkę, żeby z niej zrezygnować. Słabości trzeba pokonywać i wierzę, że stopniowo zacznie mi się to udawać.
- Trzymamy kciuki.- zaśmiał się Krzysiek.

Po skończonym śniadaniu udałam się do ogrodu przed naszym hotelem, aby przeprowadzić wywiad z Bartkiem, który za chwilę do mnie dołączył.
- Możemy zaczynać?- spytałam.
- Tak.- odpowiedział Bartek.
- Dobrze, zacznę może od najbardziej nietypowego pytania. Wiesz, że większość kobiet uważa, że jesteś najprzystojniejszy z całego zespołu?- zadałam mu pierwsze pytanie.
- (śmiech) Na serio? Jakoś specjalnie nie przywiązuję dużej wagi do wyglądu zewnętrznego, ale pozostaje mi się chyba z tego cieszyć.- uśmiechnął się.
- Fanki są bardzo natarczywe po meczach?
- Nawet nie tak bardzo jakby mogło się wydawać. Oczywiście zdarzają się wyjątki, kiedyś jedna dziewczyna weszła nam do szatni, ale zazwyczaj proszą tylko o autograf lub wspólne zdjęcie, choć są pewne przypadki, kiedy proszą mnie, abym je poślubił.
- Jak reagujesz na takie propozycje?
- Podchodzę do tego na luzie, śmieję się z tego, chociaż czasem mam wrażenie, że mówią to na poważnie.
- Dobrze, trenowanie siatkówki zawodowo wiąże się z wieloma wyrzeczeniami, jak sobie z tym radzisz?
- Na pewno jest ciężko, ciągle jesteśmy w podróży, musimy rozstawać się z najbliższymi nawet na kilka tygodni, to nie jest łatwe. Jednak kiedy widzimy radość naszych kibiców, wierzymy, że jest warto. Nie zależnie od końcowego wyniku, oni są zawsze z nami.
- Ok, dzięki. Tyle powinno wystarczyć mojemu ukochanemu szefowi.- powiedziałam.
- Jedziesz też z nami na trening?- spytał.
- Chyba tak, muszę go dokładnie opisać, przecież każdy jest ciekawy czemu nasi siatkarze są w tak znakomitej formie.- uśmiechnęłam się.
- A więc chodźmy.

środa, 25 lipca 2012

5. Dwuznaczna sytuacja.


Czas upływał na wspólnych żartach, rozmowach na niepoważne i nietypowe tematy. Muszę jednak przyznać, że czołowe miejsce w dowcipach i tym podobnych zajmował nie kto inny, jak Krzysztof Ignaczak, którego obdarowano pseudonimem „Igła”:
„- Podczas otwarcia olimpiady jedna z ważnych osobistości zaczyna czytać przemówienie:
-O,o,o…
Podbiega do niego asystentka i mówi:
-Panie prezesie, to są kółka olimpijskie. Tekst jest poniżej”. – cała gromada wybuchnęła jakże radosnym śmiechem. Czasem zastanawiałam się skąd oni biorą te dowcipy, a w szczególności Krzysiek. Byłam niemal pewna, że ma pod stolikiem jakiegoś laptopa albo inną ściągawkę.
-Kiedy tutaj jechałam nie wiedziałam, że jesteście aż tak wyluzowani. Myślałam, że siatkarze-zwycięzcy to jakaś banda sztywniaków. Wybaczcie… Naprawdę, myliłam się! – ledwo wykrztusiłam, cały czas dusząc się ze śmiechu
-Spokojnie, wybaczamy. – uśmiechnął się Żygadło.
-Coś mi się zdaje, że długo to ty z nami nie wytrzymasz. W końcu taka banda siatkarzy-zwycięzców naprawdę może trwale uszkodzić psychikę. – zażartował Zbyszek. Muszę przyznać, że tego wieczoru często, a nawet bardzo często się do mnie zwracał.
-No racja! Nawet nie wiesz ile już psychologów sportowych żeśmy wykończyli! – powiedział rozbawiony Krzysiek
-Chyba zacznę się obawiać. – mnie również mimo ostatnich wydarzeń nie odstępował humor. To ta gromada „pozytywnych wariatów” tak na mnie działała. Cieszę się, że trafiłam na takie a nie inne osoby.  Martwiła mnie tylko jedna rzecz. Może nie tyle martwiła, co smuciła. Kiedy rozmowy schodziła na tematy związane ze mną, z moją pracą, Bartek milczał. Podczas całej kolacji traktował mnie jakby mnie najzwyczajniej w świecie tam nie było, albo gdyby dokładnie przed sekundą mnie poznał i nie wiedział kim tak naprawdę jestem. Tylko, że on chyba naprawdę tego nie wiedział… Pośpieszył się, to nie ulega wątpliwości. Z perspektywy czasu, wolałabym chyba, żeby to wszystko się nie wydarzyło. Spędziłam z nim wspaniały dzień, jednak niestety nie skończyło się jak w bajce. Może tak miało być? Tylko dlaczego jak patrzę w te jego smutne oczy, jest mi tak strasznie przykro i czuję się winna?  Wiem, że wygłupiłam się umawiając się  nim od razu na tą randkę. Przecież wiedziałam, że nie zniosę kolejnego zawodu, a jednak… Dałam się porwać emocjom. To dlatego, że Bartek tak na mnie zadziałał.  Od dziś zmieniam metodę unikania mężczyzn. Będę ich traktować jako przyjaciół. Po prostu.
-Hej, co ty taka zamyślona. – Zbyszek delikatnie dotknął mojego ramienia. Ja z zaskoczenia lekko zadrżałam i zawstydziłam się. Bartek zauważając to, wyszedł. Niby bolała go głowa… Ja tam wiem swoje. Nie mógł znieść widoku mojej osoby, w dodatku doskonale się bawiącej. Musiało mu być ciężko, ale … Nie tylko jemu. Od momentu opuszczenia przyjęcia przez Bartosza, mnie również popsuł się humor i straciłam chęci na imprezowanie i zabawę. W dodatku do stolika podszedł Kuba Jarosz:
- O widzę, że nasz lowelas stchórzył. – najpierw wskazał na wychodzącego Bartka, a później z uśmiechem spojrzał na mnie. Wszyscy w naszym towarzystwie na moje nieszczęście to zauważyli.
-Czy my o czymś nie wiemy? Coś się szykuje? – Igła zadawał setki pytań na minutę. Ja w tej jakże trudnej sytuacji potrafiłam tylko powiedzieć:
-Nie. Nie rozumiem o co chodzi.
-Ja tam swoje widziałam. – Kuba nie ustępował
-Dolina marzeń. – dokończył
Ja już zrozumiałam o co mu chodzi. Inni nie do końca wiedząc, obdarowywali siebie znaczącymi  spojrzeniami. Ja czułam, jak moje zielone oczy zaczynają się świecić, a twarz czerwienieć.
-A tam! Bartosz to jest za bardzo nieśmiały do kobiet. Chyba te jego fanki nie dodają mu pewności. – do rozmowy włączył się Kubiak. Ja pytałam samą siebie, czy ktoś jeszcze zainteresują się tym tematem.
-Dokładnie, taki nasz Bartuś. poparł pewny siebie Bartman
-Ale w sensie coś jest między wami? - pytał gorączkowo zdezorientowany Żygadło
-Bartek ma dziewczynę?- naszą rozmowę podsłuchał Nowakowski
-Oj, Laura. Lepiej strzeż się fanek Bartosza. – chłopaki przekrzykiwali się między sobą.
- Może dajmy już spokój. – wrzawę przerwał Marcin Możdzonek – kapitan drużyny, który zachowywał się chyba najpoważniej z nich wszystkich.
-Racja, Marcin. Zachowujemy się jak nastolatkowie a nie poważni i dorośli faceci - Poparł Ignaczak
-Taa, poważni. – cała gromada wybuchnęła śmiechem. Ja już nie chciałam, aby drążono tego drażliwego dla mnie tematu, więc szybko opuściłam salę, licząc, że mnie nikt nie zauważy. Wyszłam na zewnątrz. Pragnęłam choć przez chwilę pobyć sama i pomyśleć, czego ja tak naprawdę oczekiwałam i oczekuję od Bartosza. Niestety to również mi nie wyszło. W pewnej chwili poczułam czyjąś, potężną rękę na ramieniu.
-Nie martw się. Bartosz nie umie obchodzić się z kobietami. Jeśli cię czymś zranił, możesz mi powiedzieć i ewentualnie wypłakać się w moje ramię. – za sobą ujrzałam postać Zbyszka Bartmana. Stał i nadal dotykał mojego ramienia. Nie wiedziałam, o co chodzi.
-Ale… Skąd… - mężczyzna zatkał mi usta swoimi, dużymi palcami, nie dając tym samym dojść do słowa
-Ci… Widziałem, że wasze relacje podczas dzisiejszego wieczoru nie były normalnie. Stwierdziłam, że musiało być coś na rzeczy. Przykro mi naprawdę, bo widzę, że fajna z ciebie dziewczyna i szkoda mi ciebie troszkę.
-Nawet jeśli coś jest nie tak, to chyba nie jest twoja sprawa! – zareagowałam dość ostro, nie zważając nawet na komplementy Bartmana. Po prostu nie lubię, gdy ktoś wtrąca się w moje sprawy, kiedy nawet jego o to nie proszę.
-Spokojnie, chciałem pomóc i sprawdzić czy wszystko okej, ewentualnie zmusić Kurasia do przeprosin. – chłopak odwrócił się i chciał zostawić mnie samą. Wtedy poczułam ukucie w sercu, że może nie do końca postąpiłam fair. W końcu on się mną przejął, a ja… Najzwyczajniej go odrzuciłam. Zrobiło mi się żal.
-Poczekaj! Może trochę przesadziłam. – powiedziałam ze spuszczonym wzrokiem w betonowy chodnik
-No, doceniłaś, że chcę ci pomóc. – zaśmiał się pokazując swoje piękne, białe uzębienie
-Powiedzmy, że tak.
-No to opowiedz, mi co było na rzeczy. Jeśli chodzi o Bartka, to nie gniewaj się na niego. On mimo swojego powszechnego powodzenia nie za bardzo spotyka się z kobietami, więc mógł coś przez przypadek zrobić nie tak.– w jego głosie czuć było ironię. Nie zastanawiałam się jednak, dlaczego Zbyszek próbuje ośmieszyć swojego kolegę z kadry. Nie to miałam wtedy w głowie.
-Nie! On nic nie zrobił. To długa historia, a chyba zaczyna robić się zimno. – odczułam drgawki na ciele wywołane zimnym powietrzem..
-No to, chodź do naszego pokoju. Nie powinno tam teraz być Michała.
-To chyba nie jest dobry pomysł. – powiedziałam stanowczo
-Przecież widzę, że chcesz się komuś wygadać. Może nie przypominam wyglądem przyjaciółki ze szkolnej ławki, ale równie dobrze potrafię słuchać.
-Noo… To chodź do mojego pokoju. Tam możemy w spokoju pogadać. – ustałam na propozycję siatkarza.
-Do twojego pokoju powiadasz… Kusząca propozycja… - Zbyszek spojrzał na mnie tym swoim uwodzicielskim spojrzeniem. Wiedziałam, co mu przeszło przez myśli.
-Bartman! Chyba śnisz…
-No żartuję. Chodźmy już. – zaśmiał się i biorąc mnie pod ręką zaprowadził do pokoju
Nie wiem, czy to dobry pomysł, że zaprosiłam kadrowicza do siebie. Jednak naprawdę potrzebowałam z kimś porozmawiać. Tutaj nikogo nie znałam. Zbyszek wydawał się być osobą godną zaufania.
-To powiesz mi o co chodzi? – Zbyszek wygodnie rozsiadł się w fotelu. Chciał się chyba wczuć w specjalistę od spraw sercowych.
-No więc, Bartek źle zrozumiał zachowanie mojego byłego. Takiego idioty, co tu przyjechał. Niestety Bartosz nie chce mnie zrozumieć.
-Trzeba przyznać, że jemu ciężko jest coś wmówić. Ale tobie zależy na nim?
-Znaczy… Teraz bardziej chciałabym go poznać. Sam powiedział, żebyśmy zostali przyjaciółmi. Mam mętlik w głowie. A zresztą… Co ja ci będę głowę zawracać. Tym bardziej, że też cię nie znam.
-No to może pora poznać. I uwierz, że na serio chcę ci pomóc. Jeśli ten twój były w jakiś sposób cię męczy, nęka, to powiedz. Na pewno to załatwimy.
-Nie mogę cię mieszać w moje problemy.
-Już się wmieszałem.
Może ten cały Zbyszek był trochę nachalny, ale dobrze mi się z nim rozmawiało. Potrzebowałam tutaj takiej osoby do wypłakania się, do wyżalenia. Nie byłam taka całkowicie otwarta, bo jakby nie było to dla mnie osoba, którą znam zaledwie kilka dni, a poza tym to kolega Bartka. Dziwiło mnie tylko to, że kilka razy ostrożnie, bo ostrożnie, ale próbował go przede mną oczernić. Jednak z początku nie zwracałam na to za bardzo uwagi.
-Laura, za chwilę wrócę, muszę coś załatwić. – Zbyszek wybiegł z pokoju jak oparzony. Nie było go dobre piętnaście minut. W tym czasie zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu pojawił się napis, napawający zgrozą i wróżący zazwyczaj kłopoty:
SZEF !
No tak. Myślałam, że już zapomniał o zleceniach.
-Tak, szefie?
-Laura, przepraszam, że tak późno, ale ta sprawa nie dawała mi spokoju. – odruchowo spojrzałam na zegarek. Rzeczywiście było „trochę” późno. Mieliśmy godzinę: 00:30.
-Jaka sprawa, skoro szef dzwoni o tej porze?
-No bo dostałem od ciebie pocztą zdjęcia. Mało, bo mało, no ale myślę sobie niech jest. Ale nie przysłałaś wywiadu z Bartkiem Kurkiem. Na meilu też nic nie było.
-Osz kurczaczek!
-Słucham?
-Nie nic… Po prostu… Nie włożyłam, jutro będzie pan miał na meilu.
-Liczę na ciebie.
Przecież przez Ignaczaka, ten wypad z Bartkiem, na śmierć zapomniałam o wywiadzie. Mam co najwyżej jedno pytanie. Tylko jak ja z nim go teraz przeprowadzę? Tak, mi głupio. A jak nie będzie chciał ze mną rozmawiać? Szef mnie zabije. No ale chyba nie zamierza zachowywać się jak jakiś obrażony dzieciak.
-Jestem! – do pokoju wpadł rozbawiony Zbyszek. Szczerze liczyłam, że już nie przyjdzie. Telefon od szefa zabrał mi wszelkie chęci na rozmowę.
-Przyniosłem coś, abyś nie była taka spięta i się troszkę rozluźniła. – Bartman wymachiwał butelką wina.
-Jeśli myślisz, że mnie upijesz i…
-A ta już myśli, że chce się z nią przespać.  Taka piękna, to ty znowu nie jesteś.
-Nie powiedziałam tego!
-Ale pomyślałaś!
-Nie… Ty też jesteś chyba za bardzo przeświadczony o swoim wdzięku.
-Owszem. – Zbyszek podał mi butelkę. W sumie po tym dzisiejszym dniu, było mi już wszystko jedno. Nie myśląc o jutrzejszej pracy, postanowiłam skosztować wino. W godzinę wypiliśmy już całą butelkę. Zbyszek po tym trunku, był niezwykle skory do zwierzeń.
-Nie przejmuj się tym swoim Wojtkiem. Ja też miałem kiedyś dziewczynę…
-Yhm… - chciało mi się spać, przytakiwałam już tylko na wypowiedzi Bartmana. Mimo to, i tak byłam od niego bardziej świadoma.
-A na imię miała właśnie Beata.. – Zbyszek zaczął śpiewać na cały głos. Zegar wybił godzinę 3.00. Bałam się, ze pobudzi tym swoim wokalem cały hotel. Gdyby nas tak zastano, nie było by zbyt kolorowo.
-Ale mnie zdradziła…
-Mnie mój nie zdradził.
-A skąd wiesz? Jak chłopak odchodzi bez słowa, to znaczy, że ma inną, albo czuje się winny.
-Wolę nie znać przyczyny.
-To błąd.
-Bartek wydawał się być inny, taki… - sama nie wiem, dlaczego zaczęłam opowiadać o swoim stosunku do Kurka. Wino rzeczywiście mnie trochę rozluźniło.
-On też cię zdradził… - Zbyszek chyba sam już nie wiedział, co mówi. Myliły mu się imiona, osoby…
-Co?
-No nic. Wnerwia mnie ta jego idealność. To, że ty na przykład nadal o nim myślisz, choć on cię cały wieczór ignorował. – chłopak wreszcie przyznał się, co go dręczy w Bartku
-Miał ku temu powody.
-Ja tam na pewno zgodził bym się na rozmowę i cię wysłuchał.
Zbyszek stawał się coraz bardziej senny. Mi również powieki same się zamykały. Wiedziałam jednak, że powinnam odprowadzić Bartmana do pokoju. Nie było to jednak wcale łatwym wyczynem.
-Zbysiu, musisz sobie już iść. Wstawaj! Najpierw lewa…. Potem prawa… - siłowałam się z umięśnionym mężczyzną, któremu musiało być wyjątkowo dobrze na moim dywanie. Po 10 minutach udało mi się go wyprowadzić na korytarz. Uciszając chłopaka, z trudem oparłam jego na swoim ramieniu. Droga przypominała prawdziwe męki. Zbysiu gibał się na wszystkie strony. Nagle siatkarz wpadł na jakiegoś przechodnia, pociągnął tym samym mnie za sobą. Okazało się, że wylądowaliśmy na kolanach przed… Bartoszem Kurkiem… Ciekawe, co musiał sobie pomyśleć, gdy zobaczył, nas wychodzących z mojego hotelowego pokoju w środku nocy? Na myśl nasuwało mi się tylko to: DWUZNACZNA SYTUACJA.
__________________________________________________________________
Hej. No i o to nowy. Tym razem nieco dłuższy. Proszę, komentujcie. Chcemy poznać wasze opinie, o tym co piszemy. Zapraszamy do sondy. Na razie prowadzi Kurek ;d

poniedziałek, 23 lipca 2012

4. Przepraszam...

- Bartek! To nie tak jak myślisz!- krzyknęłam i pobiegłam za nim. On jednak nie chciał na mnie nawet spojrzeć. Wreszcie go dogoniłam.
- Poczekaj, ja ci to wszystko wyjaśnię!- złapałam go za rękę, tym samym uniemożliwiając mu dalszą ucieczkę.
- Co ty chcesz mi wyjaśniać?! Wszystko widziałem, już wiem czemu mówiłaś, że nie możemy być razem.
- To nie tak! To jest mój były chłopak Wojtek, zerwał ze mną tuż przed moim przyjazdem tutaj, dlatego nie chciałam nowego związku. Wierzysz mi?
- Wierzę, ale miałaś rację mówiąc, że za krótko się znamy. Po prostu zostańmy przyjaciółmi.- uściskał mnie i podszedł do swojego hotelu.
Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Kiedy już zdążyłam pozbierać się po zerwaniu z Wojtkiem on na nowo chciał popsuć mi życie, ale ja na to nie pozwolę. Otarłam łzę i pobiegłam go odszukać. Po kilku minutach go znalazłam.
- Jeżeli ci się wydaje, że znowu popsujesz mi życie to się grubo mylisz! Nie pozwolę ci na to, rozumiesz?! Idź stąd, mam dużo pracy.
- Ale...- Wojtek chciał coś powiedzieć, ale uniemożliwiłam mu to.
- Cześć.- powiedziałam i weszłam do swojego pokoju.
Miałam wszystkiego dość, ale może to nawet lepiej? Może lepiej mieć Bartka jako przyjaciela, niż... chłopaka? Sama nie wiem. O dziwo nie byłam załamana, cieszyłam się, że raz na zawsze pożegnałam Wojtka, zamknęłam za sobą pewien rozdział. Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę.- powiedziałam.
Na widok osoby wchodzącej do mojego pokoju doznałam prawdziwego szoku. To był nie kto inny jak Krzysiek.
- yyy... cześć.- zaczął.
- Cześć.- odpowiedziałam mu.
Wyciągnął zza pleców bukiet kwiatów.
- Chciałem cię przeprosić, za moje ostatnie zachowanie, głupio wyszło. Zazwyczaj się tak nie zachowuję, nie wiem co we mnie wstąpiło.- widać było, że jest zmieszany całą tą sytuacją.
- Nie szkodzi, każdy może mieć jakiś gorszy dzień.- odpowiedziałam.
- Na prawdę, nie gniewasz się już na mnie?- spytał niepewnie.
- Nie, już wszystko w porządku.
- Ufff... ulżyło mi.- uśmiechnął się.- Czyli zapominamy o tamtym i zaczynamy od nowa?
- Tak.- powiedziałam.
- A więc jestem Krzysiek.- zaczął się śmiać.
- Miło mi, a ja jestem Laura.- również się uśmiechnęłam i podałam mu rękę.
- Może zjesz dzisiaj z nami kolację? Poznasz lepiej resztę chłopaków?
- Z przyjemnością.
- W takim razie nie przeszkadzam, zejdź na dół za 10 minut, ok?
- Ok.
Pożegnał się i poszedł do swojego pokoju. Szczerze mówiąc był całkiem fajny. Jak widać pierwsze wrażenie nie zawsze jest słuszne. Mam nadzieję, że reszta reprezentacji będzie równie miła. Ciekawiło mnie tylko, jak przy kolacji będzie się zachowywał Bartek. W sumie trochę obawiałam się ponownego spotkania z nim. No ale ucieczka to też nie jest dobry pomysł. Bardzo bym chciała, żeby był taki jak przed tym feralnym pocałunkiem, ale czy to jest wogóle możliwe? Mam taką nadzieję.
Rozpuściłam włosy i zjechałam windą do restauracji. Większość chłopaków już była. Zauważył mnie Krzysiek i zaprosił do swojego stolika przy, którym siedzieli również Zbyszek Bartman, Bartek, Marcin Możdżonek i Łukasz Żygadło. Wszystkim się przedstawiłam i usiadłam na wolnym krześle. Centralnie naprzeciwko mnie siedział Bartek. Nie wiem czy to dobrze, czy też źle. Muszę przyznać, że wszyscy, bez wyjątków mieli niesamowite poczucie humoru, myślę, że to będzie udana współpraca.
_______________________________________________________________________________
Hej! Oto nowy rozdział, piszcie co o nim sądzicie:)

piątek, 20 lipca 2012

3.Pocałunek marzeń


W szatni siedziałam przez około 15 minut. Cały czas myślałam nad zachowaniem Krzyśka. Nie ukrywam, że czułam się wtedy wręcz koszmarnie. Zawsze, gdy ktoś tylko wspomina o moich rodzicach, sama nie wiem czemu cisną mi się łzy do oczu. To taka automatyczna reakcja. Przez te całe silne emocje, zapomniałam jak miałam zachowywać się w stosunku do mężczyzn: unikać ich. Na moją listę oszustów i nic nierozumiejących facetów bez trudu trafił: Ignaczak. W moich rozmyślaniach jednak kto inny zajmował czołowe miejsce. Był to oczywiście: Bartek. Miły, inteligentny, z poczuciem humoru, no i oczywiście… nieziemsko przystojny. Na samo wspomnienie o tym jego opalonym, umięśnionym ciele, niebieskich oczach i … „tym” uśmiechu, przechodził mnie lekki dreszcz. Wiem, co sobie obiecałam. Myślę jednak, że mogę „złapać” z nim ostrożnie kontakt. Nie mówię przecież o związku, ani innych związanych z tym rzeczach.
Pełna niepewności weszłam z powrotem na basen. Znów się na mnie patrzyli tak jak ostatnim razem. Teraz jednak postanowiłam to zupełnie zignorować. Widziałam w oddali Ignaczaka. Miałam ochotę jeszcze raz mu wszystko wygarnąć, lecz właśnie w tej chwili podszedł do mnie mój wybawca.
- I jak? Już okey?
-Tak! Dziękuję… - tym razem to ja posłałam mu najpiękniejszy uśmiech na jaki potrafiłam się zdobyć.
-Wiesz co… - spojrzał bystrze na mój aparat
-Myślę, że mogę ci pomóc w twojej jakże ciężkiej pracy. W końcu nie łatwo nacykać fot takim wariatom jak my. - dokończył
-Nacykać fot nadających się do magazynu. – poprawiłam.
Chłopak porwał aparat. Razem z kolegami zaczęli pozować i robić najgłupsze zdjęcia na jakie można ich było stać. Dorośli mężczyźni, a cieszyli się jak dzieci bawiące nową zabawką. Aż miło było popatrzeć... Ja długo nie stałam stety bądź też niestety z boku.
-Chodź do nas… Razem porobimy sobie te zdjęcia.
-Wiesz… Ja na serio muszę zrobić profesjonalne zdjęcia. – cały czas pamiętałam o mojej pracy
-No chodź… - pociągnął mnie. Dałam się wkręcić w zabawę. W sumie zdjęcia nadające się do magazynu liczyły liczbę dwóch. Jednak przy Bartku, długo nie mogłam się tym przejmować. Zaraz po basenie zabrał mnie w pewne „tajemnicze” miejsce.
-Dlaczego to robisz?
-Znaczy co?
-No cały czas ze mną przebywasz, troszczysz się o mnie… Jeśli chodzi ci o… flirt lub tym podobne to muszę ci powiedzieć, że… - widziałam, jak Bartek zachowuje się w stosunku do mnie. Nie chciałam, aby sobie pomyślał że ja też czegoś oczekuje. Po prostu musiałam go poinformować, że obecnie powiedziałam mężczyznom: dość. Jednak on nie dał mi skończyć…
-Ja flirtów, ani tego typu rzeczy nie uznaje. Jeśli coś robię to na serio. A teraz już lepiej chodźmy. – pociągnął mnie za sobą. Bartek odrzekł to z takim przejęciem i powagą. Tak naprawdę do niczego nie doszliśmy. No ale chyba zrozumiał, że teraz nie potrzebuję partnera.
Po około 10 minutach spaceru, doszliśmy na miejsce. Moim oczom ukazał się iście niesamowity widok. Bartosz zaprowadził mnie nad strumień i piękną dolinę. Drzewa przepełnione były różowymi kwiatami. W powietrzu czuć było wiosnę i romantyczną woń. Ptaki śpiewały, sprawiały wrażenie koncertu. Strumień wypełniony był po brzegi czystą, krystaliczną wodą, w której można by się przejrzeć.
-Idealne miejsce na randkę… - powiedziałam stanowczym i nieco zgryźliwym tonem
-Ja nie wiem. Ty masz jakiś uraz do randek, mężczyzn? – Bartek zaczął się śmiać
-Powiedzmy, że tak.
-Ooo, a to z jakiegoś konkretnego powodu? Chyba nie przez naszego Igłę?
-Nie, ale nie chcę o tym mówić. Wolę zapomnieć.
-No to zapomnij. Ale obiecaj mi jedno… - Bartek otoczył mnie swoim ramieniem. Poczułam jak serce przyspieszyło swoje normalne tempo. Zrobiło mi się jakoś dziwnie ciepło. Zaczęłam dostawać rumieńców.
-Cco? – spytałam lekko zdziwiona całą sytuacją.
-Obiecaj, że nie będziesz traktować wszystkich mężczyzn jako oszustów i kretynów. Wtedy nigdy nie zaznasz szczęścia. –siatkarz patrzył mi prosto w oczy. Te słowa dały mi wiele do myślenia. W końcu przez jednego Wojtusia (mojego byłego) nie mogę odbierać sobie szczęścia. Tym bardziej, że taki Bartek Kurek właśnie mnie obejmuje… Taka chwila może się już nie powtórzyć.
-Ciebie tak nie traktuję… - uśmiechnęłam się i zatonęłam tym razem nie w wodzie, a w błękicie, pięknych oczu Bartka
-No ja myślę. – całą tą sytuację jak zwykle potrafił obrócić w żart. Ale ten jego humor to jego chyba najlepsza cecha!
-Widzisz tamten most? – kontynuując wskazał na wąski, gibający się we wszystkie strony most, który został wykonany z desek.
-Tak! I co?
-Przejdziemy przez niego na drugą stronę!
-O na pewno nie! Nie zamierzam znowu utonąć.
-No nie… Taka profesjonalna dziennikarka i się boi.
-No i co? Ja się nie boję tylko…
-No dobra. Chodźmy już. – tego, co zrobił Bartek chyba nikt z was by się nie spodziewał. Ku mojemu zdziwieniu, wziął mnie na swoje silne i umięśnione ręce. Niósł moje drżące ciało przez cały most.
-Ufasz mi?
-Tak. – wtedy cały strach mnie opuścił. W jego ramionach czułam się bezpiecznie, jak nigdzie indziej. Mogłabym tak pozostać przez cały czas. W końcu jednak zestawił mnie na ziemię. Znajdowaliśmy się teraz w piękniejszej części doliny. To nie mogły być Katowice. To wszystko sprawiało wrażenie jakiegoś romantycznego filmu. Bartosz stał teraz naprzeciwko mnie. Delikatnie dotykał moich blond włosów. Cały czas patrzył prosto w moje zielone oczy.
-Wiesz, zaraz mam trening, więc.. – chłopak nie zastanawiając się przybliżył stopniowo swoje usta do moich. Zaczął mnie delikatnie całować. Moje ciało aż drżało, gdy 24-latek objął mnie i zaczął przesuwać palcami po plecach.
-Co ty robisz? Przecież ja to zwykła 24-latka, dziennikarka z marnego magazynu,a ty…
-A ja zakochałem się w tej zwykłej dziennikarce z marnego magazynu. Wczoraj, gdy na mnie naskoczyłaś… Już wtedy wiedziałem ,że jesteś inna. Może inaczej, jesteś wyjątkowa. Nawet nie wiesz jaką radość sprawiłaś mi przychodząc dziś na basen.
-Tylko ja ci coś mówiłam… Coś o związkach…
-Tak! Nie jesteś gotowa… Poczekam. – tym razem ja bez chwili namysłu odwzajemniłam jego całusa. Atmosfera przypominała prawdziwy film romantyczny, albą książkę. Nie mogłam we wszystko uwierzyć. Jak ktoś, kto podoba się dosłownie każdej mógł się we mnie zakochać… Miłość od pierwszego wejrzenia? Z Wojciechem też tak było, jednak u Bartka zauważam cechy, które w zdecydowaniu różnią go od mojego eks.
-Przyjdę dziś do ciebie o 20. – chłopak odprowadził mnie pod sam pokój. Nie wiem co miał na myśli, mówiąc „Przyjdę dziś do ciebie o 20”. Może chce, żebyśmy gdzieś razem poszli… Ale nie powiedział „po ciebie” tylko „do ciebie”.  Cały dzisiejszy dzień poświęciłam rozmyślaniom na temat… Bartka. Wydawało mi się to niesamowite, że dzięki niemu tak łatwo zapomniałam o tym, co zrobił mi Wojtek. Zrozumiałam też, że to, co między nami było nie można nazwać miłością. Ja do niego czułam co najwyżej szacunek i wdzięczność, za to co dla mnie uczynił. Było mi z nim dobrze i tyle.  On najwidoczniej też nie widział we mnie tej jednej jedynej…
Chwilę przed 20 wyszłam na korytarz, aby kupić sobie coś w automacie. Chciałam rozluzować się przed tą randką. W drodze spotkałam kogoś, kogo nigdy w życiu bym się tu nie spodziewała. Stanęłam i zamarłam, nie wierząc własnym oczom. W hotelowym korytarzu wraz z bukietem róż przechadzał się mój były ukochany, czyli Wojtek.
-Jak on mógł przyjechać tu po tym wszystkim? – pomyślałam.
-Laurka! Kochanie! Wszystko zrozumiałem. Nie wiem jak mogłem cię tak zostawić. Przepraszam. – rzucił się na mnie i namiętnie pocałował. Próbowałam się wyrwać, lecz nie miałam sił. Tkwiłam bezwładnie w niechcianej pozycji. W końcu po jakiś 8 sekundach mi się udało. Wówczas zobaczyłam rzucone w kąt kwiaty i wybiegającego z korytarza Bartka…

_______________________________________________________________________
Cześć. No to mamy kolejny. Tym razem nieco dłuższy, gdyż było wiele komentarzy odnośnie długości naszych wpisów. Mamy nadzieję, że wam się spodoba. Liczymy na komentarze, gdyż dla nas wasze opinie są bardzo ważne. Chcemy wiedzieć ile osób nas czyta. Jeśli chcecie być informowani o nowych wpisach zostawcie email lub gadu-gadu. Możecie napisać też na meila po lewej stronie.
PS: Pojawiła się sonda. Głosujcie ;d Wystarczy kliknąć.

środa, 18 lipca 2012

2. Jesteś rozwydrzonym dzieckiem!

Jak dotąd spokojna tafla wody pod wpływem mojego ciała rozpierzchła się. Usłyszałam wielki chlust, a potem bezdźwięczne okrzyki "moich gwiazd". Powoli opadałam na dno, próbowałam machać nogami i rękami we wszystkie strony, ale to na nic. Tak bardzo chciałam, żeby tu ktoś wskoczył i mnie uratował, może to być nawet jeden z siatkarzy. Jeżeli już uda mi się stąd wydostać zabiję tego kto mnie tutaj popchnął. Ostatkami sił próbowałam wypłynąć na powierzchnię, jednaj po chwili zapas powietrza w moich płucach się skończył...

- Proszę pani!? Słyszy mnie pani?- wydawało mi się, że słyszę głos.
- To nie zadziała. Poczekaj... mam pomysł.- powiedział jakiś męski głos, po czym ktoś uderzył mnie w policzek.
- Co ty robisz!? Zwariowałeś?!- krzyknął ten pierwszy.
- Tylko to pomoże!
Po chwili odczułam kolejny cios. O nie, nie pozwolę sobie na takie coś. Otworzyłam szybko oczy i spojrzałam z wściekłością na mojego "kata".
- Ałaaa... to bolało... - powiedziałam krztusząc się wodą.
- Nic ci nie jest?- spytał wyraźnie zatroskany Bartek Kurek.
- Chyba nie. Żyję, czy może jestem już w niebie?- spytałam z nutką ironii.
- Żeby się tam dostać trzeba najpierw zasłużyć.- odpowiedział ze śmiechem "mój kat", czyli nie kto inny jak Krzysztof Ignaczak.
- Bardzo śmieszne...
- W takim razie czemu się nie śmiejesz?
- Hmm- udałam, że się zastanawiam- a jak myślisz? Przez jednego z was mogłam zginąć. Czy to jest śmieszne?- powiedziałam to zupełnie poważnie, na co oni przestali się śmiać.
- Oj tam, przecież już jest wszystko w porządku.
- To ty?- spytałam z pewnością siebie w głosie.- Ty mnie tu popchnąłeś?
- Yyyy... to miał być żart. Sorry...
- Tylko "sorry"? Takie przeprosiny to możesz sobie wsadzić...- podniosłam się przy pomocy Bartka.
- Bez przesady, nic się nie stało, a ty naskakujesz na mnie jak jakieś rozwydrzone dziecko!- powiedział w moją stronę Krzysiek.
- Odpuść jej.- odpowiedział mu Bartek.
- Ale czemu? Nie będę jej przepraszał na kolanach! Niech zgadnę... twoi rodzice zawsze spełniali każdą twoją zachciankę? Byłaś ich pupilką?- stałam do nich tyłem.
- Krzysiek!- skarcił go Bartek.
Reszta zespołu tylko przekręcała głowami czekając co sobie odpowiedzą. Odwróciłam się do niego przodem i spojrzałam głęboko w oczy.
- Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym 10 lat temu. Wychowywałam się w Domu Dziecka, a tam raczej nie byłam rozpieszczana.- powiedziałam to, a po moich policzkach spłynęły pojedyncze łzy. Postanowiłam szybko opuścić basen.
Twarz Krzyśka była zdezorientowana, nie wiedział co powiedzieć, tak mi się przynajmniej wydawało.
- Laura! Laura, poczekaj!- usłyszałam za sobą głos, jednak nie zwróciłam nie niego uwagi. Wybiegłam przed nasz hotel. Po chwili dołączył do mnie Bartek.
- Nie przejmuj się nim. On już czasem taki jest.- objął mnie ramieniem. Jego ciało było mokre. To on mnie uratował. Byłam mu wdzięczna, chyba nawet mogę powiedzieć, że go polubiłam.
- Ty też uważasz, że jestem rozwydrzonym dzieckiem?- spytałam przez łzy.
- Nie, nikt nie powinien oceniać ludzi po pozorach. Nie znam cię i on też.
- Dziękuję, że mnie uratowałeś.- uśmiechnęłam  się.
- Nie ma sprawy. Już lepiej?- zapytał po chwili.
- Tak, możesz wracać.
- Odpuszczę sobie dzisiejszy trening. Posiedzę tutaj z tobą.
- O nie, nie ma mowy. Ja jeszcze muszę dzisiaj zrobić wam kilka zdjęć na basenie. Idziemy!
- Ok, niech ci będzie.
- Idź, a ja przyjdę za chwilę. Jestem cała przemoczona, muszę się przebrać.
- Czekam na basenie.- znowu uśmiechnął się tak, że aż zmiękły mi kolana.
Stałam przed drzwiami swojego pokoju, ale nie mogłam oderwać wzroku od odchodzącego chłopaka. Te jego mięśnie.... Czułam się jakbym była zahipnotyzowana.
Stop! Nie możesz się zakochać- wmawiałam sobie. Nie teraz! Nie poradziłabym sobie z kolejnym zawodem miłosnym. Szybko się przebrałam i ruszyłam na basen.
___________________________________________________________________________________
 Hej! Kolejny rozdział za nami. Napiszcie co o nim sądzicie:)

poniedziałek, 16 lipca 2012

1. Pierwsze spotkanie...


Stałam samotnie obładowana walizkami przed wielkim hotelem w Katowicach. Czułam, że właśnie zakończyłam pewien etap w moim życiu i czeka mnie teraz coś nowego, nieznanego… Nie byłam za bardzo przekonana do tego wyjazdu. Nigdy nie interesowałam się  sportem, a już na pewno nie siatkówką. Może to ze względu na mój wzrost. Wczoraj zamiast odpoczywać przed wyjazdem, pochłonęłam setki informacji na temat polskiej reprezentacji. W końcu trochę głupio byłoby tu przyjechać nieprzygotowanym. W głowie myliły się mi już te nazwiska: Winiarski, Żygadło, Kurek, Nowakowski… A może inaczej? Pełna obaw weszłam do środka. Moim oczom ukazał się ogromny korytarz. Na prawo widniał napis: siłownia. Na lewo była mi.in : stołówka, basen, sala gimnastyczna.
-Hm.. Typowo, sportowy ośrodek. – pomyślałam. Po uzyskanej informacji w recepcji, udałam się na piętro, gdzie miał się  znajdować mój pokój. Próbowałam z moimi „tobołami” wgramolić się po schodach. Pech chciał, że walizka wyślizgnęła mi się z rąk i szybkim ruchem potoczyła się ze schodów wprost na stopy pewnego, wysokiego mężczyzny.
- Och.. – owy osobnik wydał cichy okrzyk
-Przepraszam. Nie chciałam. –wzięłam walizkę i jak najszybciej zamierzałam udać się do pokoju. Wstydziłam się swojej niezdarności
-Następnym razem bardziej uważaj, bo nie wiadomo na kogo może trafić… - mężczyznę ewidentnie rozbawiła cała sytuacja. Chyba chciał sobie ze mnie trochę pożartować. Jednak ja wcale nie byłam w nastroju. Zmusiłam samą siebie, aby na niego spojrzeć. Miałam prawie 100-procentową pewność, że to któryś  z tych siatkarzy.
-Nowakowski, Żygadło… Nie! Kurek! – mówiłam w ciszy, przynajmniej tak mi się wydawało.
-Co proszę? Tak, właśnie tak się nazywam. – chłopak stał się jeszcze bardziej rozweselony. Chyba pomyślał sobie, że jestem jakąś zakochaną fanką, która na widok swojego obiektu wzdychań, aż oniemiała z wrażenia.
-A więc… - tak, właśnie tak sobie pomyślał. Jednak ja nie miałam ochoty rozmawiać na razie z żadnym z tych gwiazdorów.
-A więc, do widzenia. – siatkarz stał tam jeszcze przez chwilę. Rzeczywiście, musiał sobie pomyśleć, że chcę autograf albo zdjęcie. No tak! Mężczyźni! Świat pełen jest osobników tego gatunku. Niestety… Na początku wszyscy wydają się być królewiczami, a później i tak cię wystawią. Tak jak mój szef… Nie liczący się z niczym pracoholik! Albo mój „ukochany” chłopak. Po 6 latach zerwać przez telefon. Całe 2 dni ryczałam w poduszkę z tego powodu. Lecz dziś będzie inaczej. Nie zamierzam już więcej marnować przez niego  łez. Muszę być silną kobietą. Obecnie mężczyźni nie są mi do niczego potrzebni.- po tych rozmyślaniach i deklaracjach położyłam się spać. Po 2 godzinach obudził mnie dźwięk telefonu
- Szefunio dzwoni. – powiedziałam przez zęby.
- Witaj, Lauro. Jak tam podróż? A zresztą nie to teraz najważniejsze! Słuchaj, dowiedziałem się właśnie, że jutro siatkarze o 10  rano mają godzinne zajęcia na basenie. A ty przeprowadzisz tam swój pierwszy wywiad. Wiesz z kim?
-No śmiało, niech pan mówi. – udawałam niebywałą radość z tego powodu.
- Z Bartoszem Kurkiem! Wiesz to młody, zdolny, sławny, przystojny…
-Tak wiem, ideał. – odrzekłam zgryźliwie.
-Dokładnie Laura, dokładnie! Ma dużo fanek, które na wieść o ekskluzywnym wywiadzie z pewnością wykupią nasz magazyn tak, że sklepowe półki będą świecić pustkami!
-Z pewnością…
-Tylko Laura! Masz porządnie przeprowadzić ten wywiad. Najlepiej jak umiesz.
-Tak, szefie. Możesz na mnie liczyć. –odłożyłam telefon. I co teraz? Przecież Kurek to ten z którym miałam przyjemność bądź też nieprzyjemność się spotkać. Jeszcze wywiad na basenie… On będzie tam tylko w kąpielówkach. Pewnie z dumą zaprezentuje swoje umięśnione ciało. Tylko, że ja zaledwie 2 godziny temu obiecałam sobie unikać mężczyzn! No trudno, muszę się na jutro porządnie przygotować. Psychicznie!
Dzień później.
Po niedokończonym śniadaniu z obawami i strachem w oczach weszłam na basen. Spoglądało na mnie jakiś kilkunastu mężczyzn. Patrzyli się jak by nigdy w życiu kobiety nie widzieli! No w sumie zapewne rzadko widują kobiety, kiedy zamierzają akurat ćwiczyć na basenie.
-To pewnie, ta dziennikarka. – rzekł jeden
-No nawet niezła. – powiedział drugi, niezbyt cicho
-Ciii! Bo usłyszy.
Aż mi się niedobrze zrobiło. Od jakiś kilku dni mam obrzydzenie do mężczyzn, więc takie teksty delikatnie mówiąc mnie denerwują. Musiałam zmusić samą siebie i podejść do owego przystojniaka. Szefunio miał rację! Taki ktoś po prostu musi podobać się dziewczynom. Młody, wysportowany, umięśniony. W dodatku cały czas prezentował ten swój prawie „hollywoodzki” uśmiech. Jednak ja nie dam już nigdy więcej zwieść się takiej zewnętrznej otoczce. Oni wszyscy próbują nas tak nabrać…
- Dzień dobry, Jestem Laura Kwiatkowska. Chciałabym przeprowadzić z panem wywiad. – zaczęłam niczym profesjonalna dziennikarka. Pragnęłam dać mu do zrozumienia, że zupełnie nie interesuje mnie to, że jest obecnie półnagi i, że nie jestem jak jego milionowa rzesza fanek.
-To ty? Nie wierzę! Dziewczyna od walizki. – on natomiast wcale nie miał ochoty na profesjonalizm. Znów pokazał tylko ten zniewalający uśmiech. Tak rzeczywiście, to mogę przyznać, był zniewalający, ale co z tego?
- Na początek, jak przebiegają przygotowania do kolejnego meczu? – udawałam, że w ogóle nie bawią mnie jego żarty. Chyba to zauważył bo troszkę spoważniał. Ale tylko troszkę.
- A więc tak, trzeba przyznać, że ostro trenujemy odkąd tu przyjechaliśmy.  W różnych formach: siłownia, sala gimnastyczna, czy tak jak teraz: basen. – posłał kolejny rodzaj uśmiechu.
-Basen… - lekko mnie to zbiło z tropu. Koleś był po prostu rozpraszający.
-Co proszę?
-Nie nic, zamyśliłam się.
-Ha! A więc jednak nie jest z ciebie taki twardy pracoholik!
-Jak to?- nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
-No na początku ty… znaczy pani była bardzo spięta i zdenerwowana. Nie wiem czemu… My jesteśmy zupełnie normalni. – wysoki brunet po raz kolejny zaśmiał się w „ten sposób”. Po raz kolejny nie wiedząc, co odpowiedzieć patrzyłam się tylko na niego bystrym wzrokiem. I w tym właśnie momencie poczułam lekki poślizg w stopach. Z początku nie wiedziałam, co się dzieje. Czułam, jak moje ciało „leci” w stronę zapełnionego do 3 m wodą basenu. Myślałam tylko o tym, że przecież nie umiem pływać. Usłyszałam już tylko wielki chlust wody…
________________________________________
Cześć. No to mamy 1 rozdział. Liczymy, że przypadnie wam do gustu. Chciałyśmy podziękować za komentarze i poprosić o więcej, gdyż chcemy wiedzieć, czy ktoś na wogóle czyta, a jeśli tak to co o tym sądzi.

niedziela, 15 lipca 2012

PROLOG

- Przeprowadzasz się do Katowic.- usłyszałam od mojego szefa w dniu 24 urodzin.
- Ja..ja nie mogę. Mam tutaj chłopaka....- odpowiedziałam.
- Albo pani jedzie, albo może się pani pożegnać z tą pracą. Szukam młodych, utalentowanych ludzi, którzy nie boją się nowych wyzwań zawodowych. W tym zawodzie to podstawa. Wyobraża sobie pani mało pewnego siebie dziennikarza?- pokiwałam przecząco głową.- Właśnie. Ma pani czas na zastanowienie do jutra.- powiedział mój szef.
- Ale wie pan w jakiej jestem sytuacji. Wychowuję się bez rodziców. Utrzymuję mojego chłopaka. Nie może mnie pan zwolnić.
- Mogę jeżeli nie będzie pani wypełniać moich poleceń, a jednym z nich jest wyjazd do Katowic. Ma pani czas do jutra, potem powiem o co dokładnie chodzi.- zrobił znaczącą minę, która oznaczał, że mam sobie już iść.
Posłusznie wyszłam. Postanowiłam powiadomić o tym mojego chłopaka. Szczerze mówiąc to myślałam, że inaczej zareaguje.
- Wiesz, dzisiaj zdałem sobie sprawę z tego, że ty potrzebujesz stabilizacji, opiekuna, a ja się do tego nie nadaję.- powiedział.
- Co!? Tylko ci się tak wydaję. Ja już pogodziłam się z myślą, że moi rodzice nie żyją, ale od wypadku minęło już 10 lat, trzeba żyć dalej.- próbowałam go przekonać.
- Wątpię. Spakowałem już swoje rzeczy. Jak wrócisz z pracy mnie już nie tutaj nie będzie.
- Planujesz mnie zostawić, ot tak?
- To była trudna decyzja, ale tak będzie dla ciebie lepiej.
- Dla mnie? Ty chyba nie wiesz o czym mówisz!- zaczęłam na niego krzyczeć.
- Przepraszam.- rozłączył się.
Rozpłakałam się, szybko wybiegłam łazienki, aby nikt z pracowników mnie nie zauważył.
To takie niesprawiedliwe, znaliśmy się od 6 lat. Pomagał mi kiedy po wyjściu z Domu Dziecka byłam samotna. I teraz tak po prostu mnie rzucił?
Postanowiłam się jednak nim nie przejmować. Wyszłam z łazienki, zmyłam rozmazany makijaż i udałam się wprost do pokoju mojego szefa.
- Zgadzam się.- powiedziałam, na co na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Niech pani usiądzie, powiem co będzie należało do pani obowiązków.- wskazał na krzesło.- Otóż, będzie pani pisać artykuły o reprezentacji naszych siatkarzy. Będzie pani rozmawiała z nimi przed treningami, po, w trakcie przerw, a nawet w szatni i hotelu. Będzie pani z nimi jadła, chodziła na basen, na spacer, po prostu będzie pani z nimi żyła. Obecnie wszyscy mieszkają w jednym hotelu, więc to nie będzie dla pani problem. Co pani o tym sądzi?
- Jestem trochę zaskoczona. Szczerze mówiąc myślałam, że będę miała staż w jakiejś gazecie, ale postaram się zrobić wszystko w mojej mocy, żeby był pan zadowolony.- uśmiechnęłam się- Zastanawia mnie tylko jedno. Czy oni się na to zgodzili?
- Tak, też jestem tym zaskoczony, ale tak, zgodzili się.
- Dobrze. Kiedy wyjeżdżam?
- Pojutrze.
- Dobrze, ja już pójdę.
- Niech lepiej spakuje pani dużo wysokich szpilek, bo inaczej będzie pani wyglądała przy nich jak karzeł.- zaczął się śmiać ze swojego żartu, może dlatego, ze tak rzadko to robi.
 Mnie to jednak nie rozbawiło, nawet w bardzo wysokich szpilkach będę wyglądała przy nich jak karzeł, nigdy nie grzeszyłam wysokim wzrostem.
Uprzątnęłam moje redakcyjne biurko i popędziłam do domu, aby poczytać o naszych siatkarzach więcej informacji. W następnym dniu się spakowałam i byłam gotowa do przeprowadzki.